Ależ oczywiście, że się opłaciło. Wrotka w pięknym stylu zaczęła nowy rok, w tej niespełna godzinnej wizycie sama podsumowała poprzedni (brakowało jedynie wątku z jajkami).
Miałam przyjemność być świadkiem pierwszej części opisywanej wizyty. A najbardziej fantastyczne jest to, że stałam pod kominem, a sokoły tak wszystko zamąciły, że nie umiem tego poukładać
This image is hidden for guests.
Please log in or register to see it.
Pod kominem byłam krótko po 12, jednak dopiero po 13 dostrzegłam pierwszą obecność sokoła. Siedział na balkonie, niedaleko budki. Jakoś musiał się tam dostać, bo miejsce to sprawdzałam wcześniej z kilku punktów. Tego typu zjawiska na szczęście już mnie nie dziwią, dlatego kiedy chwilę później, już z lepszej pozycji, uniosłam aparat by rzeczonego sokoła sfotografować, a interesująca mnie barierka świeciła pustką, nie byłam zdziwiona tylko rozczarowana przegapioną okazją. Wtedy spotkało mnie pozytywne zaskoczenie, widok sokoła zbliżającego się do komina właśnie z kierunku, gdzie się znajdowałam. Obniżył pozycję, po czym lotem wahadłowym narysował na kominie i wokół niego wielką choinkę i usiadł na jej czubku, czyli dokładnie w tym samym miejscu, skąd wcześniej (ten lub inny sokół) zniknął. Teraz wiem, że tą artystką była Wrotka.
Przeniosłam się na łączkę, skąd był najlepszy widok na sokoła i pobliską budkę i wtedy bardziej usłyszałam niż dostrzegłam obecność drugiego sokoła. Z kompilacji zapisów i własnych obserwacji wiem, że Wrotka opuściła balkon i o 14:04 wylądowała na budkowym podeście. Zajrzała też na krótko do środka.
Oprócz ciokania Wrotki pod kominem bardzo wyraźnie słychać było śpiewy Czarta, który zaraz odnalazł się w miejscu, z którego przed minutą wyprosił Wrotkę.