26/05/2024

Do godziny 15:30 było w zasadzie jedno karmienie. Po godzinie 7 maluchy zostały nakarmione wielkim kawałem do pełna. Pół godziny przerwy i było dopychanie tym samym łupem. Koło 14 maluchy zaczęły sygnalizować, że mogą już znowu jeść... i czekają.  

Maluchy mają dzisiaj 15 dni. 


 

 
 

27/05/2024

Do godziny 15:30 było jedno karmienie, rano koło 7 zjadły jakiegoś ptaka, średniej wielkości i to na razie tyle..
Potem deszczowa aura i post. 

 
 

28/05/2024

Do godziny 15:30 jedno karmienie... jakaś nóżka gołębia, z kawałkiem mięsa podana maluchom po 6 rano i od tamtej pory nic. 
Te maluchy już same łażą po gnieździe jak kury po zagrodzie, przeszukując podłoże w poszukiwaniu czegokolwiek co da się zjeść. 
Bridget chyba jakoś od 12 nie było w gnieździe to może coś uda się jej przynieść konkretnego. 

 

 

29/05/2024
 
Dzisiaj nieźle, dwa karmienia do 16.
Przed 7 jakaś ptaszyna średniej wielkości. Młode rzuciły się wściekle, nie były nawet w stanie sekundy poczekać aż matka urwie kęs i poda. 
Po 14 już prawdziwa wyżerka. Stewart mimo starań, był ignorowany przez Birdget Pisklęta teraz już są głośniejsze.

 
 

31/05/2024

Do godziny 16 jedno karmienie, takie przyzwoite koło godziny 8. Bridget nakarmiła wszystkich, łącznie z pasożytem Stewartem 

Bezrobotny, leń, leser im. Ferdynanda Kiepskiego był dzisiaj gadem złośliwym. Nie dość, że pchał się Bridget pod dziób pomiędzy z pisklętami, to jeszcze nawet próbował jej ten łup odebrać. Ma farta, że pisklęta już i tak coś tam pojadły bo inaczej wywieźli by go z tego Wilmington na taczce, żeby on chociaż sam coś latał, ale on potrafi całymi dniami siedzieć w wejściu do gniazda, podczas gdy Bridget zasuwa ostro. 

Młode rosną, odnajdują się jakoś w tym nie najzdrowszym modelu sokolej rodziny. Mają już "maseczki" i dzisiaj już zaczynały coś tam machać skrzydełkami.